Kochane,
Dla wiadomości wszystkich, którzy zaglądali na mojego bloga przez czas mojej nieobecności - przepraszam za brak aktualizacji, niemniej jednak pojawiło się w moim życiu kilka komplikacji i dopiero teraz czuję, że jestem w stanie powoli stawać na nogi.
Dzisiaj mniej kosmetycznie, a bardziej ku przestrodze. Jednym z powodów mojej nieobecności był zabieg sterylizacji, który przeprowadzany na mojej ukochanej kotce - Wiktorii. Niestety przed operacją wszystko było w porządku, natomiast trzeciej doby po sterylizacji z kotką zaczęły dziać się okropne rzeczy... Nie mogła oddychać, miała drgawki pomimo zapewnienia wszelkich środków ostrożności, naszych starań aby wypoczywała w ciszy i spokoju. W nocy została przewieziona do kliniki weterynaryjnej, gdzie lekarze podłączyli moją kruszynkę do tlenu, wykonali serię badań oraz prześwietlenie serduszka oraz płuc. Okazało się, że moja dwuletnia (4.06 skończyła dwa latka) kotka miała wrodzoną wadę serduszka, której nie dało się wykryć prześwietlenia. Przed zabiegiem sterylizacji była oczywiście badana, weterynarz sprawdzał, czy serduszko biło poprawnie - wszystko wydawało się być w porządku. Niestety organizm mojego kotka, a w zasadzie jej serduszko nie wytrzymało tak ciężkiej operacji. Wdał się do organizmu skrzep, który zatrzymał się w głównej żyle płuc. Do płuc dostała się również woda oraz krew... Próbowaliśmy przez noc ją ratować, dostała masę leków oraz jak wspomniałam wcześniej była podłączona do tlenu. Niestety kotek nie przeżył, co ogromnie złamało mi serce... Następnego dnia przed południem kotka uspano. Tylko tyle mogliśmy dla niej zrobić - skrócić cierpienie.
Dlaczego zdecydowałam się o tym napisać tutaj? Ponieważ każda z nas z pewnością ma lub miała kiedyś zwierzaka i dla wszystkich tych, którzy posiadacie pieska, kotka czy jakiekolwiek inne zwierzątko apeluję - badajcie swoich pupili! Wiktoria była pełnym życia, młodym kotkiem. Nie było ani jednej oznaki, która mogłaby w jakikolwiek sposób zasugerować, że dzieje się z nią coś niedobrego, że w ogóle posiada wrodzoną wadę serduszka. Czasami jej aktywność fizyczna była aż za duża, ciągle biegała po mieszkaniu i chciała się bawić w chowanego.
Pustki jaką czuję po jej straci nie zastąpi nic i nikomu nie życzę aby musiał przechodzić przez coś takiego jak ja i moja rodzina. Wiktoria należała do rodziny dlatego też jej strata boli tak mocno. Wiem, że badania zwierząt nie należą do najtańszych, ale jeśli już chcecie przeprowadzić jakiś zabieg - przystopujcie, sprawdźcie czy wszystko jest w porządku.
Wrodzone wady serduszka nie występują często i być może gdyby nie wymuszona sterylizacja (kotka miała ruje co 2-4tygodnie non stop) dalej by żyła. Serduszko działało, bo kot był dobrze odżywiany, nie żył w stresie jednak narkoza, zabieg, wycieńczenie po operacji sprawiły, że nie dało się nic zrobić. Najgorszym faktem jest ten, że gdybym wiedziała o wadzie serca, zamiast sterylizacji dostawałaby środki antykoncepcyjne - natomiast z drugiej strony zabieg ten jest tak popularny, że trudno winić lekarzy czy mnie samą jako właścicielkę o podjęcie tej decyzji.
Przepraszam za chaotyczność tego wpisu, ale nadal targają mną straszne emocje i dzielę się tą informacją z Wami aby być może kiedyś uratować życie chociaż jednego zwierzaka. Powyżej zostawiłam Wam zdjęcie mojego małego kwiatuszka, taką ją zapamiętam, usypiającą mnie każdego dnia, żegnającą i witającą kiedy opuszczałam i wracałam do mieszkania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz